[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- "śałuję, spotkanie w Ascot niemo\liwe. Odlatuję do Kalifor-
nii. Proszę odszukać starego przyjaciela profesora Rodneya Portera
z Oksfordu, laureata Nobla. Niech pan nie da się zrobić w konia
angielskim macherom. Wiley B., lotnisko Heathrow".
- To od Wileya Barkera, faceta, który zoperował mnie w Mon-
te Carlo. Ocalił mi \ycie. Wyciął mi kamień \ółciowy wielkości tej
bułeczki, którą pan je, doktorze Hogan. Jak znalezć profesora?-
Harvey zwrócił się do starszego kelnera:
- Proszę zawołać mojego szofera.
Po chwili zjawił się f_ircykowato odziany fagas.
- Jest tu gdzieÅ› profesor Rodney Porter z Oksfordu. Odszukaj
go.
Jak wyglÄ…da, proszÄ™ pana?
Skąd, u diabła, mam wiedzieć - odparł Harvey. - Jak pro-
fesor
5zofer z \alem po\egnał się z zamiarem spędzenia reszty popo-
' łudnia przy torze wyścigów i odszedł pozostawiając Harveya i jego
gości sam na sam z truskawkami,szampanem i strumieniem nie-
, przerwanie napływających teleQramów.
- Wie pan,jeśli pan wygra,otrzyma pan puchar z rąk samej
' królowej - odezwał się Nick Lloyd.
- Mowa.Wygranie nagrody króla Jerzego i El\biety i spotkanie
2 Jej Królewską Mością byłoby ukoronowaniem mojego \ycia.Jeśli
Rosalie wygra,zaproponuję,by moja córka poślubiła księcia Karo-
, la.Są mniej więcej w tym samym wieku.
; - Nie sądzę,by nawet panu udało się to przeprowadzić.
; - A co zrobiłby pan z sumą osiemdziesięciu jeden tysięcy fun-
tów,panie Metcalfe? - spytał Jamie Clark.
- Oddałbym na cele charytatywne - odparł Harvey zachwyco-
' ny wra\eniem,jakie odpowiédz ta wywarÅ‚a na jego goÅ›ciach.
- Bardzo wspaniałomyślne.Całkiem w pańskim stylu - Lloyd
Strona 113
Archer Jeffrey - Co do grosza
; 5pojrzał porozumiewawezo na Hogana.Jeśli nawet inni nie oriento-
; wali się,to oni dwaj doskonale wiedzieli,co mianowicie było w sty-
t lu Harveya.
5zofer powrócił,by oznajmić,\e nigdzie nie natrafił na ślad sa-
motnego profesora: ani w barze z szampanem,ani w barku z prze-
' kąskami na golerii,ani w bufecie na padoku.Zaś do pomieszezeń
: klubowych go nie wpuszczono.
- Oczywiście,\e nie - powiedział Harvey tonem z lekka napu-
; szonym.- Sam muszę go znalezć.Pijcie i bawcie się,proszę.
r Wstał i poszedł ku drzwiom wraz z szoferem.Gdy oddalil się na
; tyle,by goście go nie słyszeli,warknął:
- Zje\d\aj stąd i nie ględ\,zc nie mo\esz go znalezć,bo ci ka\ę
' znalezć nową pracę.
, Szofer czmychnął.Harvey odwrócił się do gości z uśmiechem:
- Idę przyjrzeć się jezdzcom i wierzehowcom biorącym udział
w gonitwie o drugicj.
- Właśnie wychodzi z lo\y - powiedział James.
- Co takiego? - zabrzmiał mu nad uchem autorytatywny,zna-
jomy głos.- Mówisz do siebie,James? ,
_ 0bejrzał się.Obok stał dostojny lord Somerset,olbrzymi i wcią\
jeszcze prosty jak świeca,kawaler Military Cross i Distinguished
; 5ervice Order w I wojnie światowej,nadal pełen wigoru,choć po-
I 6o ¨ = = - co ao e=os_a I 6 j
marszczona twarz wskazywała, \e przekroczył ju\ był czas przezna-
czony mu przez Stwórcę.
- Do licha. Nie, proszę pana, ja... zakrztusiłem się.
- Jakiego konia typujesz w wyścigu o nagrodę króla Jerzego VI
i królowej El\biety? - spytał par Anglii.
- Postawiłem na Rosalie po pięć funtów z góry i z dołu.
- Chyba się rozłączył - powiedział Stephen.
- Wywołaj go jeszcze raz - doradził Jean-Pierre
- Co to za brzęczenie, James? Czy\byś u\ywał aparatu słucho-
wego?
- Nie, to,.. radio tranzystorowe.
- Te paskudztwa powinny być zakazane. Zakłócają tylko spokój.
- Ma pan racjÄ™.
- Stephen, dlaczego on się wygłupia?
- Nie mam pojęcia... pewnie coś się stało.
- Bo\e, Harvey idzie prosto na nas! Stephen, skieruj siÄ™ do
części klubowej. Ja pójdę za tobą. Odetchnij głęboko, odprę\ się.
Nie widział nas.
Harvey podszedł do porządkowego strzegącego wejścia do sekto-
ra klubowego.
- Harvey Metcalfe, właściciel Rosalie. Oto mój znaczek.
Porządkowy przepuścił go. Trzydzieści lat temu, pomyślał, nie
wpuściliby go tutaj, nawet gdyby wszystkie konie na wyścigach do
niego nale\ały. Wówczas impreza w Ascot trwała tylko cztery dni
w roku i była ekskluzywną ceremonią towarzyską; teraz ciągnęła się
dwadzieścia cztery dni i była wielkim biznesem. Czasy się zmieniły.
Jean-Pierre wszedł tu\ za Harveyem, bez słowa okazując odznakę
klubowÄ….
Strona 114
Archer Jeffrey - Co do grosza
Jakiś fotograf porzucił na chwilę polowanie na zwariowane kape-
lusze, z jakich słynie Ascot, i zrobił zdjęcie Harveyowi na wypadek,
gdyby jego Rosalie wygrała nagrodę króla Jerzego VI. Ledwie zgasł
flesz, reporter dał susa w stronę drugiego wejścia, którędy Linda
Lovelace, gwiazda "Deep Throat", filmu wyświetlanego przy prze-
pełnionych widowniach nowojorskich kin, lecz zakazanego w An-
glii, usiłowała się dostać do części klubowej. Nie udało się jej, mi-
mo \e została przedstawiona słynnemu bankierowi londyńskiemu,
Richardowi Szpiro, w chwili gdy wchodził do środka. Miała na so-
bie cylinder, \akiet męski wło\ony na gołe ciało i spodnie sztuczko-
we. Budziła powszechne zainteresowanie i nikt nie zwracał uwagi
na Harveya. Kiedy była ju\ pewna, \e ka\dy z fotoreporterów zro-
bił jej zdjęcie u wejścia do sektora klubowego, odeszła klnąc donoś-
nie. Występ na potrzeby reklamy był zakończony.
Harvey powrócił właśnie do oględzin koni, gdy Stephen zbli\ył
się do niego na odległość paru kroków.
- Uwaga, ruszamy - powiedział Jean-Pierre po francusku.
Podszedł rezolutnie do Stephena i - stając między obu mę\-
czyznami - wylewnie się z nim przywitał, wygłaszając donośnym
głosem swą kwestię:
- Witam, profesorze Porter. Nie wiedziałem, \e interesuje się
pan wyścigami.
- Właściwie nie, ale wracałem z seminarium w Londynie i po-
myślałem sobie, \e to dobra okazja...
- Profesorze Porter! - wrzasnÄ…Å‚ Harvey. - To dla mnie za-
szczyt pana poznać. Jestem Harvey Metcalfe z Bostonu, stan Mas-
sachusetts. Mój dobry przyjaciel doktor Wiley Barker, który urato-
wał mi \ycie, zawiadomił mnie, \e pan tu jest. Postaram się, by
spędził pan wspaniałe popołudnie.
Jean-Pierre wymknął się niezauwa\enie. Nie mógł wprost uwie-
rzyć, \e poszło tak łatwo. Telegram zdziałał cuda.
- Jej Królewska Mość, Jego Wysokość ksią\ę Edynburga, Jej
Wysokość El\bieta Królowa Matka i Jej Wysokość księ\niczka An-
na wchodzą w tej chwili do lo\y królewskiej.
Połączone orkiestry brygady gwardii odegrały hymn narodowy:
"Bo\e, zbaw królową".
Dwudziestotysięczny tłum powstał i śpiewał lojalnie fałszując.
- Przydałoby się nam coś podobnego w Ameryce - powiedział
Harvey do Stephena - zamiast Richarda Nixona. Nie byłoby Wa-
tergate.
r6z I63
Stephen pomyślał, \e jego rodak jest trochę niesprawiedliwy. Ri-
chard Nixon był niemal święty w porównaniu z Harveyem Metcal-
fe'em.
- Zapraszam do lo\y, profesorze, i proszę poznać moich gości.
Ta cholerna lo\a kosztowała mnie siedemset pięćdziesiąt funtów,
trzeba to wykorzystać. Czy jadł pan lunch?
- Tak, dziękuję, jestem po doskonałym lunchu - skłamał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl