[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po powrocie do Darrenscar Karol zasiadł ponownie do swojej pracy. A
ja czekałam. Przypatrując się ciotce Kitty napotykałam jej badawczy wzrok.
Nie byłam w stanie ukryć strachu. I wtedy widziałam w jej oczach radość.
Kilka dni pózniej powtórzyło się to. Pani Chant poszła po zakupy.
Zostałam z ciotką Kitty i widziałam, że cieszy ją mój strach. Podtrzymuje na
duchu.
Po powrocie pani Chant spytałam, czy kupiła to, co chciała.
Z dziwnym wyrazem twarzy odpowiedziała:
- Nie pamiętam, po co poszłam.
Myślałam o ślubie, który wkrótce miał się odbyć. Mieliśmy spędzić w
Yorku cały dzień. Ryszard miał jechać z nami. Planowaliśmy po
uroczystości zjeść coś w restauracji i dopiero potem wrócić do domu.
Zaczęłam liczyć dni. Styczeń. Na wrzosowiskach zawierucha, śnieg i
mróz, ale daleko im do zeszłorocznego szaleństwa. Liczyłam więc dni. Dni,
kiedy Ryszard bawił się beztrosko; kiedy Karol wychodził z gabinetu, siadał
koło mnie, zabawiając rozmową.
Dni, podczas których Pani Chant chodziła do wsi, a ja zostawałam z
ciotką Kitty i jej triumfującym wzrokiem, śledzącym mój strach.
Zimne dni, ale dodajÄ…ce otuchy swym przemijaniem.
Nocą mróz i nieruchomy księżyc.
Zstąp mroczny Księżycu. O tej porze w zeszłym roku... Ciarki mi
przeszły po plecach.
Ostatni tydzień stycznia. Widziałam, czułam, że jest coś, co muszę
zrobić, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co. Snułam się po domu
174
RS
rozkojarzona, zupełnie jak pani Chant, która wychodziła teraz prawie
każdego dnia, a nie wiedziała po co.
Na zewnątrz leżał śnieg, a mnie ciągnęło do pokoju ciotki Kitty. Szłam
tam wbrew swojej woli i moje oczy napełniały się strachem, kiedy na mnie
patrzyła. Potem wracałam do swojego pokoju i stawałam przy oknie
obserwując drzewa i czekając kiedy zaczną falować jak wtedy...
Piątek. Dzień przed moim ślubem. Zimny dzień. I wiatr niosący deszcz
ze śniegiem nad wrzosowisko. Poszłam do gabinetu, do Karola. Wziął mnie
w objęcia czując, że jestem pełna niepokoju.
- Wszystko będzie w porządku, Dee - powiedział miękko. Pocałował
mnie. Poczułam przypływ miłości.
- Wiem, Karolu - odpowiedziałam i wróciłam na górę. Pani Chant
udała się do wsi. Weszłam do pokoju ciotki Kitty tak cicho, że nie mogła
mnie usłyszeć.
Leżała nieruchomo z zamkniętymi oczami. Podeszłam bliżej. Na jej
spokojnej twarzy widać było jeszcze ślady dziewczęcego wdzięku. Co się
stało z młodą dziewczyną, nazywaną pieszczotliwie Kicią? "Dlaczego, -
pytałam ją po cichu - pozwoliłaś, aby owładnęło tobą zło? Kiedy w twoim
życiu był ten moment, w którym dokonałaś wyboru?" I nagle zrobiło mi się
jej żal. Pokochała zło i co jej z tego przyszło? Straciła syna, chcąc nad nim
panować całkowicie, nagiąć jego wolę do swojej, tak jak to robiła z
Ryszardem, zanim zło nie opanowało jej całkowicie.
Otworzyła oczy. Patrzyłam na nią pełna współczucia. Wygładziłam jej
pościel. Zdawało mi się, że drży cała. Zeszłam na dół. Udałam się do
gabinetu
- Tak jest dużo lepiej - powiedział Karol. - Wyglądasz rześko.
175
RS
- NaprawdÄ™, Karolu?
Wziął mnie za ręce.
- Ta rzecz, o której mówiła Cyganka, a która mogła wszystko
zmienić... Wiem już, co to jest. To miłość.
Nic nie powiedziałam.
- To właśnie ty przyniosłaś ją tutaj, Dee - powiedział - Pomyśl o tym.
- Ja jej nie przyniosłam, ja się jej tutaj nauczyłam.
Następnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie i pojechaliśmy wraz z
Ryszardem do Yorku. Wzięliśmy ślub, a potem udaliśmy się do hotelu na
nasze weselne przyjęcie. Okna restauracji wychodziły na rzekę.
Siedzieliśmy tam długo i rozmawialiśmy trzymając się za ręce.
Był jasny, zimny dzień. Rzeka toczyła swe siwe wody, rozświetlone
słonecznym blaskiem. Ryszard prosił, aby jeszcze raz pójść z nim do Muzeum
Kolejnictwa, więc poszliśmy tam, ciesząc się jego radością.
Po wczesnym obiedzie wsiedliśmy do samochodu.
- Nie jestem pewny, czy wizyta w Muzeum Kolejnictwa w dniu ślubu,
to powszechnie przyjęty zwyczaj - powiedział Karol. - To był wspaniały
dzień, a teraz zaczyna się nasz miesiąc miodowy. Czy mówiłem ci już, jaka
jesteÅ› cudowna, Dee?
Ponownie znalazłam się w jego mocnych objęciach. Całowaliśmy się
długo i namiętnie.
W drodze powrotnej trzymałam rękę na jego ramieniu. Ryszard spał,
okryty kocem. Większą część drogi jechaliśmy w milczeniu. Na niebie nie
było księżyca.
Kiedy skręciliśmy z głównej ulicy na Darrenscar, zobaczyliśmy
czerwoną łunę na niebie i strzelające w górę płomienie.
176
RS
- Co to takiego? - krzyknÄ…Å‚ Karol. - Wioska? Stogi siana?
Oboje jednak dobrze wiedzieliśmy, że nie była to ani wioska, ani stogi
siana, których nie mogło być na wrzosowiskach. Wiedzieliśmy już, że to
Darrenscar. Wjechaliśmy na szczyt wzgórza i stamtąd zobaczyliśmy
wszystko jeszcze wyrazniej: sylwetki biegających ludzi, wozy straży
pożarnej. I wielką czerwoną łunę. Karol zahamował ostro, wyskoczył z
samochodu i pobiegł w kierunku domu. Popatrzyłam na śpiącego Ryszarda i
ruszyłam za Karolem. Byli tu ludzie ze wsi i policjant.
Podbiegła do nas pani Chant.
- Och, panie Blane. Wyszłam na spacer, czułam, że muszę zaczerpnąć
powietrza. Bolała mnie głowa. Byłam w pobliżu wsi, kiedy zobaczyłam
pożar. Pani Blane spała, kiedy wychodziłam. Było już za pózno. Nie
mogliśmy wejść do jej pokoju.
- Pani chce mi powiedzieć, że ona jest tam nadal?! - zawołał Karol.
- Jak to się mogło stać - jęczała oszalała ze strachu pani Chant. - Nigdy
jej przedtem nie zostawiałam samej, ale tym razem czułam, że muszę wyjść.
- Migocące płomienie oświetlały jej twarz. - Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Pochyliłam się ku niej.
- Rozumiem panią. Ja również doznałam uczucia, że musimy dziś
wyjechać.
Ogień migotał i trzaskał. Darrenscar stał się z wolna dogasającym
rumowiskiem.
Jeden ze strażaków z osmoloną twarzą podszedł do nas.
- Nic nie mogliśmy zrobić - powiedział. - Zapaliło się jak pochodnia.
Zagadkowa sprawa. Nie spodziewałbym się czegoś podobnego przy takiej
177
RS
pogodzie i tak solidnie wzniesionym budynku. Kiedy przyjechaliśmy,
spłonął już w połowie.
- A moja ciotka? - zapytał Karol.
- Kilku ludzi próbowało wejść. Nie dali rady.
W miejscu, w którym staliśmy, czuło się żar ognia. Woda lejąca się ze
strażackich węży równie dobrze mogłaby być benzyną dolewaną do tego
piekła płomieni. Jakaś belka runęła z trzaskiem, zaraz po niej następna. A
potem nagle nie było już nic.
Miałam rację. Nigdy nie będę panią Darrenscar.
Naszą noc poślubną spędziliśmy w gospodzie w Charbby. W tej samej,
w której rok temu jadłam lunch z Alanem. W sprawie pożaru prowadzono
dochodzenie. Szczątki ciała ciotki Kitty znaleziono w kuchni. Jedna z belek
przygwozdziła ją do ściany. Pożar wybuchł w kuchni. Strażacy orzekli, że
dom palił się tak, jakby był nasączony parafiną, chociaż nie znaleziono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Dana Marie Bell The Gray Court 01 Dare To Believe
- Fromm O Sztuce MiśÂ‚ośÂ›ci
- Anne McCaffrey Cykl Planeta piratów (1) Sassinak
- Review on the Nitration of [60]Fullerene
- Linnea Sinclair Wintert
- Diana Palmer Long tall Texans series 35 Zimowe róśźe
- Jarrett A.J. Warriors Of The Light 2 Astr
- H209. Heyer Georgette Wyrafinowana gra
- suma_30
- Lisle, Holly Mugging the Muse
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszkuj.opx.pl