[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierwsze, przygotować porwanie, i po drugie, szukać
potwierdzenia, iż to, co sądzi o Rabinie, nie wykracza poza granice
prawdopodobieństwa. Ale do obu operacji są mu niezbędni inni
ludzie - a nie ma nic gorszego. Nie szło o to, że obawiał się nowego
spisku. Nie - inni ludzie to inni ludzie, i właśnie tutaj tkwił
problem. Inni ludzie, inne pragnienia, inne pomysły. Cały świat
pełen innych ludzi. Już i tak zle, że w ogóle byli, zajmowali stoliki
w restauracjach i robili tłok w publicznych środkach transportu. A
jeszcze gorzej, kiedy człowiek musiał się z nimi zadawać w
poważnych sprawach. Lecz nie sposób dokonać niczego wielkiego
w pojedynkÄ™.
Specjalistą od porwań był Fiedia Ułowkin, natomiast o
kwestiach filozoficznych rozmawiało się z Siergiejem Lazarem. Za
kwaterę główną służył obydwóm budynek przy Connecticut
Avenue, zgrabna radziecka rezydencja naprzeciwko hotelu Hilton.
Od czasu do czasu w waszyngtońskiej prasie i w korpusie
dyplomatycznym zaczynało szumieć od pogłosek, co się tam dzieje.
Zawsze przypuszczali Bóg wie I co, myślał Popławski, a
rzeczywistość była bardziej szara. Ludzie po prostu tam
rozmawiali.
Cóż jednak może być grozniejszego od rozmowy? Rozmowa jest
najbardziej niebezpieczną rzeczą na świecie. Od rozmowy wszystko
siÄ™ zaczyna.
Jeszcze w drzwiach wciągając lekki płaszcz, Popławski wyszedł
z gabinetu i oznajmił:
- Nie będzie mnie do końca dnia. W razie czego łapcie mnie
przez sygnalizator.
Nikt nie musi wiedzieć, dokąd się wybiera, chociaż na zewnątrz
może czekać paru ciekawskich. Była wczesna wiosna; spacer
zapowiadał się przyjemnie. W taki dzień, niezupełnie zimny,
niezupełnie ciepły, każdy interpretował pogodę zgodnie z własnym
metabolizmem i stylem. Kobiety w futrach mijały młodych
mężczyzn w podkoszulkach.
Z biegiem lat Popławski nabrał swoistego poczucia własności w
stosunku do Waszyngtonu, toteż irytował się jak prawdziwy
autochton, kiedy w porze kwitnienia wiśni spadały na miasto
chmary turystów. Lubił słodką, południową powolność metropolii i
przyjacielski sposób bycia tutejszych czarnych. A dzisiaj czuł dla
miasta tym większą życzliwość, bo przecież stanowiło oprawę
jednego z najważniejszych momentów w jego życiu.
Dziwne, że to właśnie tutaj, pomyślał. Choć może nie aż tak
dziwne.
Fiedię zastał przy jakiejś dłubaninie w małym laboratorium.
Ułomkin miał blond brwi gęsto przetykane siwizną, co nadawało im
specyficzny odcień. Uśmiechnął się szeroko, uradowany i
zaciekawiony, gdy Popławski rzekł:
- Chodzmy do pokoju numer trzy.
Pokój numer trzy uchodził za najbezpieczniejszy, jakkolwiek
każdy z pięciu bezpiecznych pokoi oznaczano: CAAKOWICIE
BEZPIECZNY. Niemniej jednak ludzie - jak to ludzie - czuli
niejasno, iż numer trzy jest odrobinę bardziej bezpieczny niż
pozostałe. Wszystkie pokoje chroniły specjalne materiały
sprowadzone z ZSRR. W istocie każda deska każdej podłogi
pochodziła z ZSRR, podobnie jak każdy gwózdz w każdej z desek.
Oprócz tych zapór materiałowych bezpieczne pokoje otaczała
potrójna strefa interferencji. Mur zagłuszający. Zciana białego
szumu. Co więcej, w razie gdyby dzwięk jakimś cudem zdołał się
przez nią przebić, była jeszcze strefa kodowa. Pomysłowi in-
żynierowie zaprojektowali system, który zestrajał pewne głoski
rosyjskie z nagraniami przemówień Franklina Delano Roosevelta.
 Nie bójmy się niczego prócz samego strachu" - tyle tylko
amerykański wywiad zdołał przechwycić z rezydencji przy
Connecticut Avenue.
Mimo wszystko Popławski z reguły mówił półgłosem, nawet w
pokoju numer trzy. Maszyny siÄ™ psujÄ…. Systemy bywajÄ… zawodne.
- Tak? - spytał Fiedia wymownie, z pewnością kogoś, kto służy
tylko jednej sprawie. Ruchy miał zręczne i szybkie; chociaż przez
całe życie mieszkał w wielkich miastach, jego głębokie
roztargnienie przywodziło na myśl człowieka zbyt wiele czasu spędzającego
samotnie na Å‚onie natury.
- Tak, może być sprawa do załatwienia, dla ciebie i dla mnie - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl