[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wynajęli jacht motorowy. Potem zajmiemy się Baturą. Pamiętajcie, że na razie Spider jest
cały i zdrowy. Jest potrzebny porywaczom, żeby rozszyfrować zagadkę zdjęcia.
- A potem - wykonałem jednoznaczny ruch ręką po szyi.
- Nie. Pawle, Spider będzie zwlekał, grał na czas i wodził ich za nos - zapewnił mnie
pan Tomasz.
- Ile? Godzinę? Dwie? - denerwował się Leśnik.
- Myślę, że o wiele dłużej - powiedziałem po chwili namysłu. - Spider korzystał z
łączy internetowych, dzięki połączeniom satelitarnym. Porywacze zabrali sprzęt, ale chyba
zapomnieli o telefonie satelitarnym. Mogą wejść do sieci przez telefon komórkowy, ale do
tego muszą być cały czas w zasięgu przekazników. Poza tym telefon komórkowy pracuje o
wiele wolniej niż stacjonarny podłączony do światłowodów. Na mój gust, Lisa i jej przyjaciel
zaczną denerwować się dopiero za dwanaście godzin.
- No to czas start! - Leśnik zerknął na zegarek.
- Tak jest, szkoda czasu. Do roboty! - szef zatarł ręce.
Wsiadłem do Rosynanta i ku osłupieniu wędkarza wyjechałem nim na plażę. Potem
skierowałem się do Mikołajek. W warsztacie obiecano mi założyć nowe opony w ciągu
godziny. Czekałem paląc fajkę i rozmyślając. Z kładki dla pieszych rozciągniętej nad
Jeziorem Mikołajskim widziałem, jak pan Tomasz i Leśnik podpływają do kei w mikołajskiej
wiosce żeglarskiej. Pod mostem cały czas przepływały eleganckie, wielkie motorówki.
Przyglądałem się im z uwagą. Na ich pokładach były jedynie roznegliżowane panie i nobliwi
biznesmeni obwieszeni telefonami komórkowymi, które co chwila wygrywały swoje
szaleńcze melodie. Za moimi plecami była maleńka zatoka, mosty drogowy i kolejowy. Nad
wodą w drewnianej budce była smażalnia. Dobiegały mnie z niej okrzyki  Dwa sandacze
proszę! . Zdenerwowana przewodniczka usiłowała policzyć swoich turystów, chętnych do
wycieczki statkiem po Zniardwach. Spomiędzy koron drzew wystawała smukła wieża
kościoła ewangelickiego. Spojrzałem na zegarek. Mogłem już odebrać samochód. Tak jak
obiecał mechanik, wszystko było już gotowe.
Podjechałem na mikołajski rynek. Na szczęście nikt już nie pamiętał moich
wyczynów.
- Wrócił pan - usłyszałem za plecami, gdy wysiadałem z auta.
To byli Eduardo, Enrique, Magda i Weronika.
- Fajnie, że jesteście! - ucieszyłem się. - Potrzebuję waszej pomocy.
- A gdzie Michał? - nieśmiało zapytała Weronika.
- Coś ci obiecał? - domyśliłem się.
- Tak.
- To słowny człowiek - zapewniałem ją. - Można na nim polegać jak na Zawiszy.
Czuję, że pewien zły człowiek zaraz się o tym przekona
Leśnik w swym mundurze woodland wyglądał naprawdę groznie i właśnie zbliżał się
do drzwi hotelu  Mazur . Komandos najpierw sprawdził, czy stoi samochód Batury i powoli
wszedł na hotelowe schody.
- Słuchajcie - mówiłem szybko. - Miejcie oko na Rosynanta. Dowiedzcie się, od kogo
w Mikołajkach wypożyczono dużą motorówkę. Czarterującymi byli obcokrajowcy. Ruda
kobieta i wysoki blondyn.
- Pan jest z policji? - dopytywał się Eduardo.
- Nie, ale coś w tym rodzaju - rzuciłem wymijająco. - Pózniej będzie czas na
wyjaśnienia. Jeśli coś będziecie wiedzieli, znajdzcie  Czarną Jachtę w porcie. Tam będziemy
na was czekać.
Nie żegnając się pobiegłem za Leśnikiem. Wpadłem do holu. Recepcjonista właśnie
poprawiał krawat i przeczesywał włosy. Miał bladą twarz, a w jego oczach nadal czaił się
strach.
- Był tu mój kolega? - pytałem. - Wysoki, w mundurze
- Tak - recepcjonista lekko cofnął się. - Poszedł na górę.
Wbiegłem na schody.
- Jak was teraz wychowują?! - krzyczał za mną pracownik hotelu. - Strzeż nas, Boże,
przed taką policją! Naoglądali się amerykańskich filmów
Widocznie Leśnik podał się za policjanta, żeby dowiedzieć się, w którym pokoju
mieszka Batura. Przy okazji niezle wystraszył recepcjonistę. Na szczęście hol był pusty i nikt
nie wzywał prawdziwej policji.
Skradałem się hotelowym korytarzem wyłożonym miękkim dywanem i
nasłuchiwałem, skąd dobiegnie mnie odgłos powitania Leśnika i Batury. Po chwili
rzeczywiście usłyszałem jakiś łomot i czyjś jęk.
Nie pukając przekroczyłem próg pokoju. Komandos trzymał jedną ręką Baturę za kark
i przyciskał mu głowę do stołu. Na mój widok puścił Jerzego.
- Paweł, skąd wyszarpnąłeś tego mutanta? - wysapał przestraszony Batura.
- Dostosowałem się do twoich metod - rzuciłem.
W tej chwili do pokoju wkroczyło trzech ochroniarzy w obowiązkowych czarnych
uniformach. Za ich plecami czaił się recepcjonista.
- Jakiś problem? - zapytałem ich machając w powietrzu swoją legitymacją służbową.
Jeden z ochroniarzy wykazał czujność i złapał mnie za rękę. Szarpnąłem się.
- Chciałbym ją zobaczyć - strażnik powiedział stanowczym tonem.
- Tę sobie obejrzyj - Leśnik wyjął jakiś mały futeralik z kieszeni kurtki.
Ochroniarz otworzył legitymację, chwilę ją studiował, zamknął i podał mi.
- Kolega jest z innej branży, ale pracujemy razem - wyjaśnił Leśnik wskazując mnie
ruchem głowy.
- Wszystko jasne - przytaknął ochroniarz i wycofał się.
Obejrzałem dokument Leśnika. Była to jego legitymacja służbowa. Przy okazji
dowiedziałem się, jakie ma nazwisko i stopień.
Komandos posadził Baturę na krześle, stanął przed nim, wyjął nóż i zaczął go
wymownie oglądać.
- Jerzy, powiedz skąd znasz Lisę? - zacząłem przesłuchanie.
Batura milczał.
- Słuchaj, oni porwali Spidera. Chcesz być w to zamieszany?
Nóż wbił się w poręcz krzesła pomiędzy palcami Batury. Leśnik błyskawicznie zabrał
broń.
- Wypadł mi z dłoni - zakomunikował z niewinną miną. - Zadałem ci pytanie -
kontynuowałem.
- Sama mnie znalazła - Batura patrzył na Leśnika i śmigające w powietrzu ostrze. -
Kontaktowała się ze mną wysyłając wiadomości tekstowe na telefon komórkowy przez
Internet. Miałem na tym niezle zarobić. To wszystko, co wiem.
- Kłamiesz! - nagle ryknął Leśnik.
- Nie, słowo - po czole Batury spływały wielkie krople potu.
- Nie wierzę, że jej nigdy nie spotkałeś - stwierdziłem.
Wstałem udając, że chcę wyjść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • p") ?>