[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwieście. W prawo czy w lewo?
 W prawo  zdecydowała.
Ruszyliśmy wzdłuż strumyka. Skały rosły. Po chwili trafiliśmy na kolejną niszę wy-
kutÄ… w granicie.
 Tu też coś zaczęli i nie skończyli  zauważyłem.  Kto wie, co jeszcze znajdzie-
my.
Kawałek dalej ział w pionowej ścianie prostokątny z grubsza otwór. Wznoszące się
nad nami urwisko zakręcało. Zosia wyjrzała za róg.
 Tu jest jeszcze kilka dziur prowadzących w głąb.
 W takim razie badajmy po kolei.
Wyjąłem z torby dwie silne latarki i zagłębiliśmy się w labirynt. Tunel prowadził ka-
wałek prosto, po czym się rozdzielał. Zakręciliśmy w lewo, po prawej widać było światło
wpadające do środka (przez kolejne wejście) i po chwili znalezliśmy się w rozległej hali.
Popatrzyłem w zadumie na sufit i odłamki skalne walające się pod nogami.
 Nic ciekawego  mruknÄ…Å‚em.
Przeszliśmy dla odmiany w prawo i po chwili znalezliśmy się w kolejnym wyrobisku.
Na ścianach widać było jeszcze ślady kilofów i nawiercone otwory strzałowe. Wąskie
korytarzyki prowadziły w stronę wejść. Góra w tym miejscu okazała się dziurawa jak
szwajcarski ser. Wyjąłem z torby echosondę i starannie zbadałem podłogę hali. Wszę-
dzie odpowiadał mi ten sam srebrzysty dzwięk wiązki odbijającej się od granitu. Prze-
szedłem całe wyrobisko nie natrafiając nigdzie na żadne podejrzane miejsca. Jeśli mój
93
aparat nie kłamał, żaden zasypany szyb nie prowadził w dół. Wyszedłem na zewnątrz.
Zosia znudzona opalała się na kamieniu.
 I co?  zapytała.
 Nic  odpowiedziałem wzruszając ramionami.  Lita skała.
 Co planowali tu zrobić?  zagadnęła wskazując poznaczone otworami sztolni
wyrobisko.
 Nie mam pojęcia. Z militarnego punktu widzenia to całkowity bezsens  klepną-
łem granit dłonią.  Otwory wejściowe są blisko siebie. Pewnie chcieli wewnątrz wysa-
dzić niektóre ścianki, są nawet nawiercone otwory. Uzyskaliby wtedy halę o powierzch-
ni kilkuset metrów kwadratowych.
 Produkcyjną?  spytała Zosia.
 Niemożliwe. Zbyt blisko powierzchni.
 Z boku blisko, ale jesteśmy na dnie doliny. Może myśleli tak: skoro od góry nakry-
wa to wyrobisko kilkadziesiąt metrów granitu...
 Chodzmy dalej  zachęciłem ją.  Ta ścieżka dokądś musi prowadzić.
Ruszyliśmy naprzód. Dróżka wiła się u podnóża urwiska. Wreszcie dotarliśmy do ko-
lejnego miejsca, w którym chyba zamierzano kiedyś wdzierać się w głąb góry. W spo-
rej naturalnej wnęce zaznaczono na ścianach dwa zarysy przyszłych sztolni. A tuż koło
ścieżki stała ceglana studzienka.
 O  powiedziała Zosia  studnia.
Przypatrzyłem się cembrowinie, a potem zajrzałem do środka.
 Chyba nic z tego  zauważyłem.  To wygląda jak ceglany krąg ustawiony bez-
pośrednio na ziemi. Wewnątrz jest zasypana...
Wyjąłem z torby półmetrową szpilę i spróbowałem wbić ją w ziemię w środku.
 Cofnij się  poleciłem dziewczynie.  Na wypadek, gdybym trafił na minę.
Odsunęła się przestraszona. Szpila weszła może trzy centymetry. Spróbowałem obok.
Efekt był podobny.
 Dziwna ta studnia  zauważyła.
 Dziwna  przyznałem.
Wbiłem teraz szpilę w ziemię obok studni. Tak samo zagłębiła się tylko kawałek.
 Trzeba będzie wrócić do samochodu po saperkę  powiedziałem  i wykrywacz
metali na wypadek, gdyby wewnątrz kryły się jakieś niespodzianki.
 Tam jest jeszcze druga studzienka  wskazała.
Faktycznie. Kawałek dalej w gęstej trawie widać było zarys drugiej cembrowiny, też
zbudowanej z cegieł, ale dla odmiany porośniętych mchem.
 Spróbujemy się teraz zastanowić, co to znaczy  powiedziałem zawracając
w stronÄ™ Rosynanta.
 Chyba należy odrzucić najprostsze wyjaśnienie, że są to po prostu studnie  za-
94
uważyła.
 Dlaczego?  zdziwiłem się.  Przecież mogą być studnie w lesie.
 Tak, ale nie dwa metry od strumyka  puściła do mnie oko.
 Jeśli nie są to studzienki, to co w takim razie?
 Bo ja wiem. Może wyjścia ewakuacyjne z fabryki?  zaryzykowała.
 To posłuchaj mojej hipotezy. Przed wojną Niemcy wypasali tu w okolicy krowy.
%7łeby je poić, wykopali te dwie studnie i wtedy mogli wiadrami czerpać wodę i wylewać
jÄ… do drewnianych koryt.
 Lipa. Po co mieliby się męczyć? Przecież krowom wygodniej byłoby pić prosto ze
strumyka. Poza tym gdzie tu w okolicy jest Å‚Ä…ka?
 Zastanówmy się, czy mogły to być wyjścia ewakuacyjne... Moim zdaniem, raczej
nie.
 Dlaczego?
 To proste. Wyobraz sobie ówczesną sytuacje. Wkrótce wkroczą Rosjanie. Ukry-
łaś właśnie w podziemnej fabryce pociąg pełen złota. Wysadzasz w powietrze wejście
i maskujesz je spływającą w dół rzeczką. Wysadzasz też wszelkie naziemne części fabry-
ki. Czy zostawisz nie naruszone szyby ewakuacyjne? Przecież to będzie pierwsza droga,
jaką Rosjanie władują się do środka.
 Może i tak  westchnęła.  Ale z drugiej strony, front się zbliża, a tu pełno robo-
ty. Wysadzić to, wysadzić tamto. Może zapomnieli. A może nie zdążyli.
 Zosiu, jeszcze podobno kilka lat po wojnie ginęli w tej okolicy osadnicy. Grasowa-
ły tu oddziały Wehrwolfu. Po lasach ukrywali się SS-mani. W tej sytuacji każdy z nich
wysadziłby to na własną rękę.
 A może ktoś z ekipy maskującej fabrykę zostawił to, żeby potem wrócić po skar-
by?  zasugerowała.
 Tego nie można wykluczyć  uśmiechnąłem się.  Ale już założyłaś, że to fak-
tycznie szyby wentylacyjne. A może to jednak jest zwykłe ujęcie wody z rzeczki? Może
wysychała tak bardzo, że nie było jej widać na powierzchni? Dno ma kamieniste. Zało-
żę się, że połowa wody albo i więcej płynie pod kamieniami.
Przeszliśmy przez kładkę. Szef siedział koło samochodu. Zgasił kuchenkę, butla z ża-
roodpornego szkła wolno stygła.
 No i co ciekawego widzieliście?  zapytał.
Zosia opowiadała, a ja tymczasem zeskrobałem z dna butli warstwę osadu.
 I co my tu mamy?  mruknąłem przykuwając ich uwagę.  Rudawy pył. Spraw-
dzimy go magnesem. Jak widzicie, przykleja się. To tlenek żelaza, czyli po prostu rdza.
Dotąd była rozpuszczona w wodzie... Skoro jest jej aż tyle... A trochę tego pyłu bierze-
my do dalszej analizy.
Wykorzystując dwa statywy, kolby i rurki zaimprowizowałem stanowisko badaw-
95
cze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl