[ Pobierz całość w formacie PDF ]

komórkowego. Do tego dysponował pontonem i motocyklem. Mógł więc dotrzeć wszędzie,
gdzie chciał.
- Wiesz, co zrobiło mi to draństwo?! - rozpaczał Robert. - Dostęp do BIOS-u został
zabezpieczony hasłem. Nie ruszę tego w żaden sposób. Sprzęt na złom. Tak, wiem, że
rozkodowujÄ… tylko w centrali producenta w Londynie.
Uśmiechnąłem się w duchu z tego, co się stało tajemniczemu wędkarzowi, który
interesował się wszystkimi ludzmi kręcącymi się wokół Dylewa. Robert zasznurował namiot i
poszedł do chałupy. Wytoczył motocykl, założył kask, zapakował komputer do kufra i
odjechał w nieznanym kierunku.
 Teraz zajmiemy się harcerzami" - pomyślałem.
Dobrze pamiętałem, gdzie czaili się domorośli śledczy. Wróciłem do  Muzy",
obszedłem od północy drugie, maleńkie bezimienne jeziorko i ruszyłem na tyły harcerskiego
patrolu. Skradałem się najciszej, jak umiałem. Ostatnie metry przed ich kryjówką pokonałem
powoli pełzając, delikatnie badając teren przed sobą, by przedwcześnie nie spowodować
hałasu.
Kobra i Kijanka przysypiali oparci o siebie plecami. Tola siedziała z lornetką przy
oczach, wpatrzona w moją wyspę. Musiała to robić od dłuższego czasu, bo co chwila
odejmowała szkła i przecierała ręką zmęczone oczy.
- Nie śpijcie, lenie! - mówiła wówczas do współtowarzyszy.
Oni w półśnie odpowiadali takim tonem, jakby opędzali się od komarów. Napiąłem
wszystkie mięśnie i skoczyłem na miejsce obok Toli. Ta z wrzaskiem podskoczyła.
- Smaczniejsze są ryby czy zupki? - zapytałem młodzież.
Kobra i Kijanka byli zamroczeni, wyrwani ze snu okrzykiem Toli uderzyli o siebie
głowami i teraz intensywnieje tarli, by zmniejszyć ból.
- Możecie mi powiedzieć, co tu robicie o tej porze? - dręczyłem ich kolejnym
pytaniem.
- Też bym chciała to wiedzieć!
Teraz z kolei ja podskoczyłem na dzwięk ostrego jak jazgot tartacznej piły kobiecego
głosu. Za moimi plecami stała herod-baba wysoka jak koszykarka, z szerokimi ramionami,
twarzą kanciastą jak u amerykańskich marines z komiksów i ciemnymi włosami upiętymi w
koński ogon.
- Druhna Jagoda - szepnęli harcerze.
Druhna szarpnęła mną i podniosła lekko, jak piórko. Szarpnąłem się, to puściła mnie,
ale tylko po to, by próbować rzucić mnie na ziemię. Zaskoczony upadłem, a ona skoczyła i
całym swym umięśnionym ciałem usiadła mi na żebrach.
- Czepiasz się moich druhów?! - usłyszałem zimny szept. Czułem, że wszelkie
tłumaczenia są zbyteczne, więc próbowałem zdjąć niewiastę z siebie jednym ruchem prawej
ręki. Bezskutecznie, moja dłoń wpadła w żelazny uścisk kobiety.
 Prawdziwa %7łelazna Dama" - pomyślałem.
- Niech druhna mu dołoży! - Kijanka kibicował swojej opiekunce. To mnie zezłościło.
Wykorzystując fakt, że napastniczka usiadła mi na piersi i leżałem głową w dół, w kierunku
jeziora, na stromym brzegu odbiłem się stopami od ziemi. Ten nieznaczny ruch spowodował,
że druhna Jagoda poszybowała nade mną prosto do jeziora, a właściwie w przybrzeżne błoto.
Głośno plusnęło.
- No, to mogiła! - orzekł Kobra. - My będziemy mieli karę, ale pan zginie w
męczarniach.
Zszedłem na brzeg, by pomóc kobiecie wyjść na wysoki brzeg. Podniosła się powoli.
Jej mundur ociekał wodą i błotem. Jednym zamaszystym ruchem starła brud z twarzy.
Wyciągnąłem do niej rękę, drugą trzymając się wątłej brzózki. Druhna Jagoda chwilę
przyglądała mi się i mojej pomocnej dłoni. Wyciągnęła swoją.
 Mam babę w ręku" - cieszyłem się.
yle oceniłem niewiastę. Po chwili drugi już raz tego wieczora za jej sprawą leciałem,
tym razem w kierunku otwartej wody, wciąż z brzózką w ręce. Wolne ramię paliło mnie,
jakbym miał kończynę wyrwaną ze stawu.
Tym razem ja plusnąłem, natychmiast jednak zanurkowałem i zawróciłem. Miałem
szczęście. Stromy brzeg kończył się takim samym dnem, więc z dużej głębokości zbliżyłem
się do druhny Jagody. Właśnie wychodziła na ląd i jedna jej noga jeszcze opierała się o
muliste dno. Z radością pociągnąłem ją do siebie. Zanurzeniu ogromnej harcerki towarzyszyła
fontanna wody i burza bąbelków. Czym prędzej wyskoczyłem na twardy grunt, by tam
odeprzeć kolejny atak.
- Fajnie widzieć pana żywego - przywitał mnie Kobra. - Czy pana ubezpieczenie
obejmuje także zderzenie z pociągiem? - zapytał, trwożliwie patrząc w kierunku jeziora.
Druhna Jagoda przypominała teraz wściekłą słowiańską Goplanę. Jej pęd w moim
kierunku rzeczywiście do złudzenia przypominał bieg pociągu ekspresowego.
- Ty! - ryknęła zatrzymując się metr ode mnie.
Sapała i dyszała jak lokomotywa z wiersza Jana Brzechwy. Stałem spięty, gotów na
kolejną rundę zapasów.
- Ty się nigdy nie poddajesz?! - wykrztusiła.
- Nie - rzekłem skromnie. - To jakieś straszliwe nieporozumienie - dodałem
natychmiast, chcąc zakończyć spór.
- Czuję, że wpadliśmy jak śliwka w kompot - przyznał Kobra.
- Zapraszam do mnie, to pożyczę pani suche ubranie - wskazałem swój namiot.
Poetka stojąca na schodach  Muzy" w milczeniu przyglądała się naszemu pochodowi.
Na czele maszerowała człapiąc w mokrych adidasach druhna Jagoda. Za nią ja, również
przemoczony, a na końcu skruszeni harcerze.
- Gdzie jest Kordian? - zapytała mnie gospodyni.
- U archeologów - odpowiedziałem. - Jutro wszystko wyjaśnię.
- Ja myślę - usłyszałem, nim Poetka wykonała w tył zwrot i w powietrzu znowu
zawirowała jej lwia grzywa bujnych włosów.
- Już jakieś dziecko sprowadził pan na złą drogę! - znowu groznie zagrzmiała druhna
Jagoda.
- Spokojnie, zaraz wszystko opowiem - zapewniałem, usłużnie pokazując ścieżkę
prowadzÄ…cÄ… do mojej bazy.
Chwilę trwało, nim rozpaliliśmy ognisko.
- Proszę - podałem druhnie Jagodzie mój dres.
- Nie, dziękuję - stanowczo odmówiła. - Miał pan nam coś wyjaśnić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl