[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kać w tej głupiej Kalifornii.
Ach, więc chodzi o brata, pomyślał z ulgą Brody
i sięgnął do kieszeni, widząc, że po policzku Kate
spłynęła jeszcze jedna łza.
- Tam ma pracÄ™ - powiedziaÅ‚, pragnÄ…c jÄ… pocie­
szyć, i podał jej chusteczkę.
- Wybacz, ale nie chce mi siÄ™ teraz myÅ›leć logicz­
nie. - Wzięła od niego chustkę, wytarła oczy i nos.
-Dzięki.
- Drobiazg.
- Masz rodzeństwo?
- Nie.
- A chciaÅ‚byÅ› mieć? Tanio sprzedam. - WestchnÄ™­
Å‚a, oparÅ‚a siÄ™ plecami o wyższy stopieÅ„. - Moja sio­
stra mieszka w Nowym Jorku, Brandon w Los Ange­
les, a ja w Wirginii. Nie przypuszczałam, że kiedyś
tak siÄ™ od siebie oddalimy.
- Co z tego, że daleko mieszkacie? Przecież jeste­
ście sobie bardzo bliscy.
Kate spojrzała na niego nieco zdumiona. Od razu
przestała płakać.
- Masz rację. Masz świętą rację. Jak dobrze, że to
powiedziaÅ‚eÅ›. - OddaÅ‚a mu chusteczkÄ™. - Porozma­
wiaj ze mną jeszcze trochę, dopóki mi nie odejdą te
głupie myśli. Opowiedz, jak spędziliście święta.
PASJA %7Å‚YCIA 75
- Jack obudził mnie o piątej rano. - Brody u-
śmiechnął się na wspomnienie świątecznego poranka.
- Skakał z radości prawie do sufitu. Już się bałem, że
trzeba go będzie stamtąd zeskrobywać.
- A jak tam świąteczny obiad?
- Tak sobie. - Brody przestaÅ‚ siÄ™ uÅ›miechać. - By­
liśmy u moich rodziców. Mieszkamy w tym samym
mieście, ale wcale nie jesteśmy sobie bliscy.
- Szkoda.
- Bardzo kochają Jacka, a to najważniejsze.
Po co ja jej o tym opowiadam, pomyślał zły na
siebie. Pewnie dlatego, że tak bardzo mnie to boli.
Mój ojciec neguje wszystko, co dla mnie ważne, za­
wsze o wszystko ma do mnie pretensje.
- Muszę wracać do pracy - wstał - bo szef mi
obetnie pensjÄ™.
- Brody...- zaczęła Kate.
Widziała, że jest zakłopotany. Chciała go jakoś
podnieść na duchu, ale nie bardzo wiedziała, co i jak
powiedzieć.
Chwilę pózniej wrócili Brandon z Jackiem i już nie
można byÅ‚o mówić o niczym tylko o tym, co intereso­
wało Jacka.
- Tatusiu! - woÅ‚aÅ‚, nim jeszcze odpiÄ…Å‚ przytrzy­
mujÄ…cy go w fotelu pas. - Brand daÅ‚ mi swojÄ… rÄ™kawi­
cę! I jeszcze piłkę ze swoim podpisem.
Brody przykucnął i złapał pędzącego do niego synka.
- Pokaż. - Obejrzał rękawicę i piłkę, jeszcze
ciepÅ‚e od uÅ›cisku rÄ…czek Jacka. - RzeczywiÅ›cie fanta­
styczne. Musisz je teraz bardzo szanować.
76 PASJA %7Å‚YCIA
- BÄ™dÄ™ szanowaÅ‚. ObiecujÄ™. DziÄ™ki, Brand! Strasz­
nie ci dziÄ™kujÄ™. Możemy to pokazać chÅ‚opakom, ta­
tusiu?
- Oczywiście. - Brody wziął Jacka na ręce. -
Dziękuję - powiedział do Brandona.
- Nie ma za co. CaÅ‚a przyjemność po mojej stro­
nie. Pamiętaj, Jack. Uważnie obserwuj piłkę.
- Nie zapomnę - obiecał chłopczyk. - Do widzenia.
- Szczęśliwej podróży - dodaÅ‚ Brody i zaniósÅ‚ Ja­
cka na drugą stronę domu, żeby mały mógł pochwalić
siÄ™ brygadzie swoimi skarbami.
Kate pochyliÅ‚a siÄ™ przy otwartym oknie samocho­
du. Brandona.
- Wielkie dziÄ™ki, braciszku - powiedziaÅ‚a. - Chy­
ba jednak jesteś mądrzejszy, niż myślałam.
- Ten Jack to strasznie fajny dzieciak. - Brandon
lekko uszczypnął siostrę w policzek. - Widzę, że
masz oko na jego tatusia.
- Mam oboje oczu na jego tatusia. - Kate roze­
śmiała się. Pochyliła się i pocałowała brata. - Jedz
sobie do tej swojej Kalifornii, tylko uważaj na siebie.
- A ty siÄ™ dobrze zachowuj.
- Nie licz na to.
- Nie liczÄ™. - Brandon rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™, wÅ‚Ä…czyÅ‚ sil­
nik. - Tak tylko powiedziałem. Trzymaj się, Katie.
Kate odsunęła się od krawężnika, pomachała mu
ręką.
- Wysokich lotów - mruknęła, bo i tak nie mógł
jej już usłyszeć.
PASJ %7Å‚YCIA 77
Natasza zwykle spędzała sylwestra w kuchni.
PrzygotowywaÅ‚a przyjÄ™cie, jakie tradycyjnie wyda­
wała w pierwszym dniu nowego roku dla rodziny,
przyjaciół i dla sąsiadów.
- Brand mógł wyjechać dopiero po Nowym Roku
- mówiła rozżalona Kate.
- Nie mógłby, kochanie. - Natasza przykręciła
gaz pod brzoskwiniami, z których przyrządzała kisiel.
- Już zapomniałaś, jak to jest? Rok temu ty też byłaś
daleko stąd. Miałaś swoje życie, swoją pracę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl