[ Pobierz całość w formacie PDF ]

milczących mnichów, znużony jestem twoją paplaniną,
signora. - Bernardino odpowiadał na jej pytanie, nie
odrywajÄ…c wzroku od fresku.
Uśmiechnęła się, a jeszcze niedawno oburzyłaby ją jego
bezczelność. Przyzwyczaiła się do niej. Pokiwała głową,
czując w sercu lekkie ukłucie żalu. Udało im się zawrzeć coś
w rodzaju rozejmu, a nawet czynili drobne kroczki w kierunku
przyjazni. Od kiedy dowiedziała się, co zrobił dla syna
Manodoraty, patrzyła na niego nowym okiem. Zobaczyła w
nim chłopca, chociaż był dużo od niej starszy. Przejrzała jego
pozę i pozorną butę. Skrywał prawdziwe wnętrze, mówił co
innego, niż myślał. Tworzył swój wizerunek dla ludzi równie
daleki od rzeczywistości jak jego freski. Simonetta uważała,
że Luini nieprawdziwie przedstawia kondycję ludzką. Jego
malarstwo było teatrem. Maryja, do której to postaci
pozowała, przeżywała miłość, bóle rodzenia i stratę
umiłowanego syna. Nie mogła w prawdziwym życiu mieć
zawsze tak pogodnej twarzy jak na malowidłach Bernardina.
Umierający męczeńską śmiercią święci nie mogli, była tego
pewna, znosić tortur z wdzięcznością i akceptacją na
twarzach, jakkolwiek silna wspierała ich wiara. Poddawani
byli oni, jak i ona sama, zbyt ciężkim próbom, przeżywali
niewypowiedziane udręki ciała i duszy. W tym momencie
Simonetta uśmiechnęła się w duchu, gdyż pozwoliła sobie na
zbytnią arogancję, ośmielając się porównywać własne
cierpienia z ich męczeństwem. Nie musiała znosić fizycznych
tortur jak święta Aucja, której wyłupywano oczy, czy święta
Agata, której kleszczami wyrywano piersi.
Bernardino zauważył tylko uśmiech na jej twarzy i ani się
domyślał, o jak makabrycznych rzeczach rozmyślała. Zrobił
właśnie ciekawe odkrycie, po raz pierwszy dostrzegając, że
Simonetta marszczy nos u nasady, gdy się uśmiecha. Jej twarz
stawała się przez to bardziej ludzka i dostępna, mniej
eteryczna i księżycowa. Poczuł się nagle idiotycznie
szczęśliwy i mimowiednie błysnął cudowną bielą zębów.
- Nie powiesz chyba, że marzysz o końcu pozowania? -
rzucił zaczepnie. - Nie uwierzę, że nie spodobały ci się nasze
sesje. - Głos miał nieznośnie kpiarski, co zlekceważyła.
- To wielki zaszczyt pozować do postaci Dziewicy...
Przerwał jej.
- Nie mów, że wierzysz w to wszystko. - Szerokim,
nonszalanckim gestem ogarnął swoje dzieła: sceny
przedstawiające zaślubiny Dziewicy, adorację magów,
Chrystusa w Zwiątyni Jerozolimskiej. - Nie wierzysz, że te
wydarzenia naprawdę miały miejsce. Spojrzała na niego
surowo.
- Przeciwnie. To wszystko jest lapalissiano. - Wymknęło
jej się to określenie, zanim ugryzła się w język. %7łałowała, że
padło z jej ust. Chociaż znaczyło:  oczywista prawda", to w
języku lombardzkim funkcjonowało od niedawna, a
pochodziło od nazwiska generała de la Palisse'a, pod którym
służył Lorenzo. Szanowanego i zupełnie prawdziwego, ale już
martwego jak Lorenzo. Usiłowała pokryć skonfundowanie
szybkim pytaniem. - Ty nie wierzysz?
- Nie. W żadne słowo Pisma Zwiętego.
- Dlaczego?
Odwrócił się plecami i niemal z furią zaczął korygować
niebiańską poświatę, jaką nadał niebieskiej szacie. Pod
szybkimi smagnięciami pędzla błękit nabierał głębi i wtedy
ożyły wspomnienia z dzieciństwa.
- Kiedy byłem mały, mieszkałem nad jeziorem Maggiore.
Mój ojciec był rybakiem i codziennie wypływał łodzią. To
wielkie jezioro. O bardzo niebieskich wodach i rozciÄ…ga siÄ™ w
dal aż po horyzont. Małemu chłopcu wydawało się
przeogromne. Myślałem, że to morze. Chodziłem tam latem i
przesiadywałem na brzegu. - Bernardino opuścił rękę z
pędzlem pod naporem wspomnień. - Wyobrażałem sobie lądy
leżące za tym oceanem: nieznane bestie i nieznane krajobrazy.
ChodzÄ…c nad brzegiem, ze wzrokiem zatopionym w
oślepiającym błękicie, nie czułem, że ostre kamyki niemal
ranią mi stopy. Kiedy mrużyłem oczy, jezioro stawało się
niebem, a niebo jeziorem. Stykały się na widnokręgu i były [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl