[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To zrozumiałe - zgodziła się. - Może jednak powinien pan zasięgnąć języka w tej sprawie?
- Racja. - Odłożył łyżkę. - Doskonała zupa, ale nie mam apetytu. Wybaczy mi pani, jeśli... -
Wstał i nagle zatoczył się prosto na stół.
Emma błyskawicznie się zerwała, podtrzymując go przed upadkiem. Oparł się o nią ciężko,
bąkając przeprosiny, kiedy podprowadzała go do drewnianej ławki.
- Jest pan chory, milordzie. Nie powinien pan opuszczać łóżka.
- Proszę mi wybaczyć. Czułem się całkiem dobrze, schodząc na dół.
Przyłożyła mu rękę do czoła.
- Ma pan gorączkę, sir. Pozwoli pan, że odprowadzę pana do pokoju?
- Niech pani zawoła oberżystę - zaprotestował słabym głosem. - Nie wypada, żeby pani kładła
mnie do łóżka.
- Wyszedł gdzieś, o ile wiem. Proszę się na mnie oprzeć i wejdziemy razem po schodach, krok
po kroku.
- Cóż, może dam radę z pani pomocą. Tak mi przykro, że robię pani kłopot.
- Ciii... niech pan nie mówi głupstw. Proszę mnie objąć w pasie i ruszamy.
Posłuchał jej; najwyrazniej cierpiał i był bardziej osłabiony, niż się przyznawał. Zastanawiała
się, jakim cudem zdołał przez dłuższy czas prowadzić z nią rozmowę. Znalezli się w holu
właśnie w chwili, gdy do sali jadalnej wchodziła grupka rozochoconych mężczyzn. Jeden z nich
szturchnął w bok towarzysza, który obrzucił Emmę pożądliwym spojrzeniem. Sądzili zapewne,
że dziwka dzwiga pijaka. Emma ich zignorowała. Byli już z Lythamem w połowie schodów,
kiedy jedna z pokojówek podbiegła im pomóc.
- Jego lordowska mość gorzej się poczuł, panienko? - spytała. - Był bardzo rozpalony i
proponowałam, żeby wezwać doktora, ale nie chciał o tym słyszeć.
- Trzeba to zrobić teraz - zdecydowała Emma, nie zwracając uwagi na protesty Lythama, którego
już na pół niosła.
Kiedy z trudem doprowadziła go, wraz ze służącą, do pokoju i położyła na łóżku, dziewczyna
pobiegła wysłać stajennego po lekarza, a Emma zostawiła Lythama na chwilę samego i poszła
do siebie, wołając po drodze Lily.
- Pan markiz jest chory - poinformowała ją. - Musimy ułożyć go wygodnie i obmyć zimną wodą,
żeby go trochę ochłodzić, zanim przybędzie lekarz.
- Nie wypada - wyszeptała Lily. - Damie nie przystoi wchodzić do sypialni dżentelmena.
- Już byłam w jego sypialni - zauważyła rzeczowo Emma. - Poza tym nikt nie musi o tym
wiedzieć. To będzie nasz sekret, Lily.
- Dlaczego nie pozwoli panienka, żebym sama zajęła się markizem?
Tak właśnie powinna postąpić, oczywiście, ale nie mogła zostawić Lythama na łasce losu.
- Zrobimy to razem - zdecydowała Emma. - Nikt nie może dopatrzyć się w tym niczego złego,
jeśli będziesz ze mną, prawda?
Lily chciała zaprotestować, lecz w porę ugryzła się w język. Nie zapomniała, że jej pani
wcześniej była na nią zła, i nie chciała znów jej rozgniewać.
- Jak panienka sobie życzy...
- Chodzmy.
Przeszły do pokoju zajmowanego przez markiza. Poruszył się niespokojnie na łóżku i
wypowiedział przez sen jakieś imię. Emma nie dosłyszała, kogo wzywa, ale pomyślała, że
pewnie kobietę. Może swoją ukochaną? Położyła mu rękę na czole i przekonała się, że jest
bardzo rozpalony.
- Wszystko w porządku, milordzie, lekarz zaraz tu będzie.
Mruknął coś niezrozumiale. Emma odwróciła się do Lily, która podeszła do łóżka z miską
zimnej wody.
- Chyba powinnyśmy go rozebrać, panienko?
- Tak, to konieczne. ZciÄ…gnij markizowi buty, a ja tymczasem przemyjÄ™ mu twarz. Potem
zdejmiemy resztÄ… rzeczy.
- Pielęgnowałam w chorobie ojca, więc widziałam nagiego mężczyznę, ale panienka chyba nie.
Lepiej nich panienka nie patrzy.
- Masz rację. Pomogę rozebrać go od góry, a resztę zostawię tobie.
Przemyła Lythamowi twarz, rozwiązała fular, potem zabrała się za zdejmowanie surduta,
kamizelki oraz koszuli. Skrzywił się boleśnie, kiedy szarpała się z surdutem, i pomyślała, że
musiał włożyć dużo wysiłku, żeby się w niego wbić ze zranionym ramieniem. Był z pewnością
niemożliwie upartym człowiekiem i teraz płacił za swoje nierozważne zachowanie.
Stanęła tyłem, gdy Lily zaczęła ściągać obcisłe bryczesy.
- Już po wszystkim, panienko. Przykryłam go prześcieradłem. Może się panienka odwrócić.
Emma podeszła do łóżka. Spostrzegła, że markiz ma odsłonięty tors, i na ten widok się
zmieszała. Nie zdawała sobie sprawy, że ciało mężczyzny może być tak imponujące, i prawie
żałowała, że względy przyzwoitości nie pozwoliły jej zobaczyć nic więcej.
Patrzyła, jak Lily przemywa markizowi zimną wodą ramiona i piersi. Raz i drugi mruknął coś w
malignie, ale chyba nie był świadom, co się z nim dzieje.
- Kiepsko z nim - oceniła Lily. - Szkoda go. Taki przystojny mężczyzna.
- Prawda? - podchwyciła Emma. - I wygląda na to, że silny.
- Gorączka często zabiera właśnie tych najsilniejszych.
Emma wolałaby, aby jej pokojówka miała w sobie nieco więcej optymizmu, jednak
powstrzymała się od uwag. Pomoc Lily może okazać się niezbędna w najbliższych dniach. Nie
chciała jej zniechęcać.
- Powinna już panienka wrócić do siebie - poradziła dziewczyna. - Lepiej, żebym była tu sama,
kiedy doktor przyjedzie.
- Tak, chyba masz rację - przyznała Emma. - Daj mi natychmiast znać, co powiedział.
Wyszła niechętnie, żeby nie wystawiać na szwank swojej reputacji, i podążyła korytarzem do
pokoju.
- Nie było dzisiaj z niego żadnego pożytku, ślicznotko?- Drogę zagrodził jej znienacka jeden z
gości, których widziała na dole w holu. - Mogę ci pokazać, jak powinien zachować się
prawdziwy mężczyzna.
- Proszę mnie puścić - zażądała stanowczo Emma, patrząc z obrzydzeniem na zaczerwienioną
obleśną twarz. -Niech się pan natychmiast cofnie albo zawołam gospodarza!
- Bez obrazy, laluniu - bełkotał, chwiejąc się na nogach. - Chciałem tylko być miły.
Odepchnęła go i uciekła czym prędzej do pokoju. Zamykając drzwi na klucz, postanowiła, że nie
pójdzie spać do powrotu Lily.
Lily zjawiła się dopiero po paru godzinach.
- Doktor Fettle dał markizowi coś na obniżenie gorączki, panienko. Powiedział, że ktoś musi z
nim siedzieć całą noc. Zastąpiła mnie teraz żona oberżysty. Kazała mi trochę odpocząć. Jak
widzę, pani też się dotąd nie położyła.
- Czekałam na wiadomości, teraz spróbuję się przespać. Nie było to łatwe, bo Emma nie zwykła
dzielić z nikim łóżka, lecz zdrzemnęła się trochę. Jednak kiedy Lily zaczęła pochrapywać,
wstała, ubrała się i przemknęła cicho do pokoju markiza.
Gdy weszła, gospodyni położyła palec na ustach.
- Nie powinna panienka tu przychodzić. To nie przystoi młodej damie.
- Muszę się dowiedzieć, jak on się czuje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl