[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ostróżki; miał w planach uprawiać je na skrajach "Wysokich Drzew".
Potem udaliśmy się do namiotu, w którym wystawiano róże.
42
RS
- Nie dziwię się poetom, że to ich ulubiony kwiat - powiedział
Stuart, gdy oglądaliśmy ekspozycję. - Są po prostu doskonałe.
W namiocie udzielano wielu fachowych porad; wkrótce mieliśmy
pokazną kupkę prospektów i oboje zamówiliśmy po kilka różanych
krzewów.
- Chodz, wypijemy filiżankę herbaty - zaproponował Stuart -
zanim będę musiał podpisywać książkę na stoisku.
- Cena sławy - drażniłam go.
Potrząsnął głową.
- Przyszła zbyt łatwo.
Stuart poszedł podpisywać książkę, ja zaś podziwiałam cudowną
symetrię ekspozycji warzyw. W jaki sposób hodowcy osiągnęli cebule
równe wielkością i kształtem o skórkach jednakowej barwy słomy
palonej i ziemniaki wyglÄ…dajÄ…ce jak groszki w strÄ…czku?
Zdecydowałam, że muszę poświęcić mojemu warzywnikowi dużo
więcej uwagi i stwierdziłam, że czas wracać do Stuarta.
Stos jego książek zniknął; właściciel księgarni, który zorganizował
sprzedaż, był bardzo zadowolony.
Uciekliśmy stamtąd niemal z ulgą - byliśmy już zmęczeni i z
radością powitaliśmy Pierre'a w "Błękitnej Róży". Obiad był wspaniały,
po ostatnim daniu przenieśliśmy się z kawą na wygodną kanapę.
Zauważyłam, że Stuart stawał się coraz bardziej niespokojny.
Spytałam go, czy się czymś martwi.
- Tak. Martwię się. Dostałem to.
Wyciągnął kartkę papieru. W nierównych liniach ustawione były
wycięte z gazety litery. Powoli odczytałam zdanie: "Jeśli ośmielisz się
wtargnąć do "Wysokich Drzew", skończysz kiepsko".
- O mój Boże - jęknęłam. - Stuart to niedorzeczne. Jean też
dostała anonim.
- Jean?! Nie rozumiem - powiedział zaskoczony.
- Proste. Odwrotny niż twój. Tylko bardziej grozny.
- Co w nim jest?
Powtórzyłam zdanie, które doprowadziło Jean do ataku histerii:
"Zabierz "Wysokie Drzewa" z powrotem, bo inaczej..."
- Kto mógł przysłać tak głupie pogróżki?
- Nie mam pojęcia.
Sięgnął po moją dłoń i mocno ją ścisnął.
43
RS
- I tak dobrze, że tobie nie grożą.
- No cóż, zdaje się, że mnie uważają za trzeci bok trójkąta. Mój był
bardziej zwięzły. Tylko trzy słowa: "Smutek i ból".
- Nie mogę w to uwierzyć. Czy nie powinniśmy iść na policję?
- Myślę, że tak. Czy twój był wysłany pocztą? Nasze przyszły w
otwartych kopertach, wsunięto je do skrzynki na listy.
- Mój wysłano w Londynie. Idzmy stąd - rzekł nagle.
Szczęście tego dnia straciło blask. Nienawiść rzuciła długi cień na
naszą prostą radość przebywania razem. Moje serce napełnił dziecięcy
lęk i dręczące poczucie winy.
Przez parę mil Stuart prowadził w milczeniu; potem nagle zjechał
na pobocze i zgasił silnik. Objął mnie ramieniem, co dodało mi otuchy.
- Boję się o ciebie i Jean. Może lepiej odwołamy sprzedaż?
- Nie dam się zastraszyć! - powiedziałam porywczo. - %7ładne
ohydne anonimy mnie nie przestraszÄ….
- Ale, Carla, może...
- Może co? Autorzy anonimów to śmierdzący tchórze, a ja ich się
nie bojÄ™.
- A Jean?
- Nie wiem. Nie chce o tym rozmawiać.
- Och, Carla, byłem głupi, gdy mówiłem, że życie jest za łatwe.
Komplikacje...
- Są po to, żeby je przezwyciężać. Nie boisz się, prawda, Stuart?
- Boję się tylko o ciebie i Jean - nie podobał mi się nacisk, jaki
położył na jej imieniu.
Ujrzałam jego twarz w świetle przejeżdżającego auta - była
przepełniona troską. Ale o którą z nas? I nagle zapragnęłam, żeby
mnie pocałował, rozwiał wątpliwości, uspokoił. Ale zamiast tego cofnął
ramię i zapuścił motor.
Jak zwykle podzieliłam się moimi zmartwieniami z Ronaldem
Bridgerem. Bardzo ceniłam sobie nasze poranne pogawędki nad
filiżanką kawy.
- Ronald, komu sprzedaż "Wysokich Drzew" może się nie podobać
do tego stopnia, że wysyła anonimy?
- Nickiemu Litchellowi - odpowiedział z wahaniem.
- Ale to niemożliwe - zaprotestowałam.
44
RS
- Ani niemożliwe, ani nieprawdopodobne. Kto dostał anonim?
- Jean, Stuart Railie i ja.
- Grozby?
- Owszem, też - powtórzyłam mu treść listów.
- Nie podoba mi się to - rzekł Ronald. - Chyba porozmawiam z
inspektorem policji.
- A co potem? To nie może być Nicki, to na pewno ktoś inny.
Sprawdzę wszystkich kupców na dom, których mieliśmy w zeszłym
roku. Może ktoś chciał go kupić tak bardzo, że teraz usiłuje tu za
wszelką cenę powstrzymać sprzedaż.
Szybki rzut oka na listę przekonał mnie, że wszyscy chętni
kończyli na początkowym oglądzie domu.
A więc została Tansy. Boże mój, czemu nie pomyślałam o niej
wcześniej? Przecież to ona najbardziej nie chciała, żeby Stuart kupił
dom i wiedziała o sytuacji wystarczająco dużo, aby napisać listy.
Myślałam o Tansy intensywnie. Rozpaczliwie kochała Stuarta.
Była inteligentna, i z pewnością nie poprzestanie na drobnych
świństewkach. Gdy tego wieczoru wróciłam do domu, byłam już do
końca przekonana do mojego pomysłu.
Jean w kuchni gotowała obiad.
- Cudownie pachnie, Jean. Chodz wypijemy drinka - chwyciłam
butelkę, dwie szklanki i nalałam.
Jean odwróciła się od kuchenki i wzięła szklankę, którą jej
podałam.
- Zdrowie, Jean! Zdaje mi się, że już wiem, kto napisał te
anonimy.
- Skąd możesz wiedzieć - była zła i zmieszana.
- No, nie mam żadnych dowodów. Ale to musi być Tansy. Nie
chce, żeby Stuart tu zamieszkał i nie lubi nas.
Skinęła głową i uśmiechnęła się, jakby spadł jej z ramion wielki
ciężar.
- Biedna Jean - napełniłam jej szklankę. Ty się naprawdę
martwisz. Co z tym zrobimy?
- Nic. Nie sądzę, żeby przyszły następne.
Nie miała racji. Następnego dnia przyszedł list adresowany do
Jean. Był wysłany pocztą, wśród innych listów, które otrzymała w
wytwórni.
45
RS
- Musimy iść na policję - powiedziałam, gdy mi go pokazała.
- Nie. Nie pozwolę na to. Jeśli zignorujemy listy, autor się
zniechęci.
Miałam nadzieję, że ma rację, ale bardzo w to wątpiłam.
Następnego dnia musiałam jechać do Londynu na spotkanie z
klientem. Było ono umówione na wczesny wieczór, Ronald
zaproponował więc, żebym została w Londynie na noc i pojechała
następnego ranka do Boumemouth. Takie podróże były w mojej pracy
normalne, ale zanim wyjechałam, poprosiłam Adriana, żeby wieczorem
zajrzał do Jean.
W samą porę dotarłam do małego hotelu w Kensington i
odruchowo zadzwoniłam do Stuarta.
- Carla, to cudownie! O której będziesz wolna?
Nie wiedziałam, ile czasu zajmie mi spotkanie z klientem, więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl