[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nęło ledwo piętnaście dni od chwili, gdy pisała do mnie... opowiadała o swoich aktualnych
radościach i dzieliła się nadzieją na przyszłe... I cóż są warte plany śmiertelników, skoro w
dniu, kiedy je układają, wśród zabaw i rozkoszy bezlitosna śmierć przecina nić ich żywota; i
nie zastanowiwszy się nawet nad tą straszną chwilą, żyjąc tak, jakby istnieć mieli tutaj wiecz-
nie, odchodzą nagle w ciemną otchłań nieśmiertelności, niepewni losu, który ich tam czeka!
Muszę przerwać na chwilę historię swego życia, aby opowiedzieć panu o tej bolesnej stra-
cie i ukazać ci przedziwny i straszny stoicyzm, z którym ta kobieta wstąpiła do grobu.
Pani de Verquin, która była już osobą niemłodą, miała bowiem lat pięćdziesiąt dwa, po ja-
kiejś szaleńczej orgii skoczyła do wody, aby się ochłodzić, a wyniosła z niej chorobę, która
rozwinęła się w niebezpieczne cierpienie; nazajutrz wywiązało się zapalenie płuc; szóstego
dnia powiedziano jej, że ma przed sobą najwyżej dwadzieścia cztery godziny życia. Wiado-
mość ta wcale jej nie strwożyła; wiedziała, że mam przyjechać, wydała polecenia, aby nale-
życie mnie przyjęto. Przyjechałam... i oto zaraz na progu powiedziano mi o orzeczeniu leka-
rza, że tej samej nocy powinna skonać. Kazała się położyć w pokoju urządzonym z najwyż-
2
Należy zapamiętać te słowa:  obcej mi zupełnie kobiety , aby nie zgubić wątku opowieści. Florville
poniesie jeszcze inne klęski, zanim rozjaśni się mrok i pozna imię osoby, która widziała we śnie.
25
szym smakiem i elegancją; spoczywała w negliżu na rozkosznym łożu, którego liliowe zasło-
ny były wdzięcznie uniesione przez girlandy żywych kwiatów, gozdziki, jaśminy, róże i tube-
rozy zdobiły wszystkie kąty jej sypialni, kwiecie wysypywało się z koszyków, pokrywało
cały pokój i łoże. Gdy mnie ujrzała, wyciągnęła ręce:
 Chodz, Florville  mówiła  uściśnij mnie, siądz na tym kwietnym łożu... jakżeś wyrosła
i wypiękniała... Och! Doprawdy, moje dziecko, cnota jakoś ci służy... Wiesz już o moim sta-
nie... mówiono ci... Ja też wiem... za parę godzin już mnie nie będzie; nie przypuszczałam, że
na tak krótko się spotkamy...  A dostrzegając łzy w moich oczach uśmiechnęła się:  Cicho,
głuptasie, nie bądz dzieckiem... Myślisz może, że jestem nieszczęśliwa? Czyż nie dosyć na-
cieszyłam się życiem? Niewiele tracę, tylko lata, kiedy i tak trzeba by było wyrzec się rozko-
szy, a jakże ja bym się bez niej obchodziła? Naprawdę, nie skarżę się, że nie dożyję starości;
za parę lat żaden mężczyzna już by mnie nie zechciał, a ja zawsze pragnęłam żyć tylko tak
długo, póki w nikim nie budzę odrazy. Moje dziecko, tylko wierzący lękają się śmierci; za-
wieszeni stale między piekłem a niebem, niepewni swojego ostatecznego przeznaczenia, są
nieustannie przygnieceni trwogÄ… i niepokojem. Ja nie spodziewam siÄ™ niczego, pewna jestem,
że po śmierci nie będę nieszczęśliwsza niż przed urodzeniem, więc zasnę cicho na łonie Natury,
bez żalu i bólu, bez wyrzutów sumienia i bez niepokoju. Kazałam się pochować pod krzakiem
jaśminu, przygotowano już tam dla mnie miejsce, tam spocznę, Florville, a cząstkami mego
rozpadłego ciała pożywią się kwiaty, które najbardziej ukochałam. Widzisz  uśmiechnęła się,
pieszcząc moje policzki gałązką jaśminu  gdy w przyszłym roku poczujesz zapach tego krze-
wu, oddychać będziesz duszą swojej starej przyjaciółki. Cząsteczki kwiatów przenikną do tka-
nek twego mózgu, natchną cię pięknymi ideami i skłonią, byś znowu pomyślała o mnie.
Z oczu płynęły mi łzy... ściskałam ręce tej nieszczęśliwej kobiety, chciałam nakłonić ją,
aby wyrzekła się tych strasznych idei materializmu na rzecz systemu mniej bezbożnego. Za-
ledwie jednak ujawniłam to pragnienie, gdy pani de Verquin odtrąciła mnie ze zgrozą.
 Florvillle!  zawołała  błagam cię, nie zatruwaj swoim przesądami ostatnich chwil me-
go życia, pozwól mi umrzeć w spokoju. Nie po to gardziłam nimi przez całe życie, aby ulec
im w chwili śmierci!
Zamilkłam; cóż by pomogły moje słabe argumenty w obliczu takiej stałości? Opłakiwałam więc
panią de Verquin, nie próbując jej nawracać; nie pozwalało mi na to poczucie ludzkości. Zadzwo-
niła; a wtedy posłyszałam dzwięki koncertu słodkiego i melodyjnego, który brzmiał za ścianą.
 Widzisz  powiedziała ta epikurejka  tak chciałam umrzeć! Czyż nie więcej to warte niż
konanie w otoczeniu księży, którzy zakłócają ostatnie chwile życia niepokojem, grozbami i
rozpaczą? Nie, chcę pokazać twoim bigotom, że można umrzeć spokojnie nie upodabniając
się do nich; chcę ich przekonać, że nie religii potrzeba, aby skonać w równowadze ducha, ale
tylko odwagi i rozsÄ…dku.
Dzień się nachylił ku wieczorowi; przyszedł notariusz, kazała go wprowadzić. Muzyka
umilkła; podyktowała swoją ostatnią wolę; nie mając dzieci i od wielu lat żyjąc we wdowień-
stwie była panią dużego majątku; zapisała znaczne legaty przyjaciołom i służbie. Potem ka-
zała podać sobie małą szkatułkę z sekretery stojącej obok łoża.
 Oto co mi pozostało  rzekła  trochę pieniędzy i klejnotów. Zabawmy się przez resztę
wieczoru; jest was sześcioro w tym pokoju, podzielę to na sześć części; zrobimy loterię, wy-
ciągniecie losy i każdy wezmie cząstkę, która mu przypadnie w udziale.
Zdumiewałam się zimną krwią tej kobiety; niepojęte było dla mnie, jak można z sumie-
niem obciążonym tylu grzechami tak spokojnie oczekiwać ostatniej chwili życia. Potworne są [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl