[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzmacniam dawkę. Gdyby nie ten specyfik, dawno byś nie żył, Jack...
Jesteś w wiwarium kobry królewskiej. Wypuszczonej kobry, tęskniącej
za zbrodniÄ…!
Wariat"-przemknęło Porterowi, nie wierzył w opowieść naukowca, nie
miał jednak wątpliwości, że mężczyzna stojący za szybą jest chory
umysłowo.
"'- Może wezwę lekarza?-powiedział nieśmiało.
- Im mniej osób ma ze mną do czynienia, tym lepiej-skontrował Charles.
- Posłuchaj uważnie. Kiedy usunę tę szybę, zastrzelisz mnie. Zastrzelisz
bez skrupułów, jakbyś miał przed sobą wściekłego psa. Wiem, że
potrafisz to. W tej kasecie znajdziesz w hermetycznym opakowaniu
sterylne ubranie. Ubierzesz siÄ™ dopiero na korytarzu. Na koniec oblejesz
całe wnętrze benzyną, podpalisz i opuścisz mieszkanie... Nie, nie bój się,
ogień nie przeniknie na zewnątrz. Wszystko tu jest ogniotrwałe. Musisz
to zrobić! Musisz, nawet jeśli w trakcie chciałbym zmienić zdanie... Ja
też się boję. Dobrze. Jack?
- Wykluczone-padła odpowiedz.
- Musisz!-nerwowy tik począł wstrząsać wychudzoną twarz Crane'a.-
Pamiętaj, cały czas egzystuje we mnie dwóch ludzi... Ten drugi jest
niewidoczny, ale czujny. Jak myślisz, kto nie pozwala popełnić mi
samobójstwa? To on... Fest coraz silniejszy, w miarę jak ja słabnę.
Wiem, że pewnego dnia powstrzyma mnie przed zastosowaniem
blokady. I wtedy wyjdę na zewnątrz. Ruszę zarażać, zabijać... Nastanie
czas apokalipsy. Wiesz, że nie zabraknie mi pomysłów... Nawet jeśli
mnie zlikwidują, zdążę przekazać zarazę dalej... Wirus znajdzie
następnych żywicieli. Dobrze wyhodowałem mego supermordercę".
Bardzo dobrze! Jest odporny na wszystko. Wyobrażasz sobie tę
ogromniejącą epidemię zbrodni?-głos naukowca przechodzi w chichot.
Crane podryguje nerwowo, przeskakując z nogi na nogę.-No, pora, już
pora!-wota nagle zmieniając ton. Wychudła ręka odnajduje pokrętło.
Przezroczysta płyta zaczyna się odsuwać. Chwiejąc się na nogach Crane
wchodzi do rzęsiście oświetlonego pokoju.
- Szybciej, on siÄ™ wyzwala!
Jack jest spokojny. Wie, że tylko jego spokój może powstrzymać
szaleńca. Zresztą co może zrobić mu ten wątły człowieczek?
- Może wezmiesz lekarstwo? - proponuje.
- Nie wezmÄ™ lekarstwa - chrypi Charles i jakby drugim
głosem dorzuca.-No strzelaj, strzelaj, durniu! Co cię
powstrzymuje?!
Krążą po pokoju. Oczy naukowca nabiegły krwią,
w kącikach ust zbiera się ślina...
- I to ma być mocny człowiek!-syczy.-Głupiec, dureń bez wyobrazni,
zawsze byłeś durniem, Jack. Tępy dobroduszny olbrzym, którego
tolerowałem w moim towarzystwie. A wiesz dlaczego?
- Byliśmy przyjaciółmi, Charley. Rechot w odpowiedzi.
- Byłem słabym człowiekiem, mięczakiem. Potrzebowałem wyłącznie
wsparcia twych mięśni. W twoim towarzystwie czułem się pewnie. To
dobry patent mieć u boku osiłka, który zawsze stanie po mojej stronie...
No i Lucy...
- Co Lucy?
- Nasza Lucy. Słaby, bo słaby, byłem chyba nie najgorszym samcem.
Pamiętasz wtedy, kiedy ożłopany piwem zdrzemnąłeś się na dywaniku?
- Charley!
- Cztery lata! Cztery lata miałem ją, kiedy tylko
zapragnąłem... A może nigdy nie zauważyłeś, do kogo
naprawdę podobny jest Michael? Głupi Jack, tępy Jack! -
mówiąc podskakuje jak przedszkolak w trakcie dziecinnej
wyliczanki.
Twarz piecze Portera, wstyd nieomal oszałamia. Z trudem,
ale panuje nad sobÄ….
- Kłamiesz, żeby mnie sprowokować, ale nic z tego. Uspokój się i wez
lekarstwo.
Crane porywa za nogę stojący w kącie stołek, wywijając nim z
indiańskim okrzykiem wojennym rusza na Portera. Ale cóż za trudność
go obezwładnić? Stołek upada na ziemią. Mocne dłonie Jacka krępują
rozdygotane ciało Charlesa. Ten wściekle rzuca głową...
- Puszczaj, puszczaj!
Zabolało. Zęby szaleńca wbiły się w rękę. Porter zwolnił chwyt. Crane
wyśliznął się jak wąż i przeskakując przez biurko stanął w kącie pokoju.
- Udało się, udało się-radosne wycie wypełnia całe pomieszczenie. Jack
oblicza dystans od drzwi. Musi skrępować przyjaciela, potem
sprowadzić lekarzy. Czyżby każdy psychiatra musiał kończyć jako
wariat? Tymczasem w ręku naukowca nojawia się pistolet. Szczęka
odbezpieczany zamek.
- Nigdzie nie wyjdziesz, Jack... Poczekamy trochÄ™, a potem wyruszymy
razem. We dwójkę jest znacznie przyjemniej. Tylko się nie ruszaj, proszę.
- Spokojnie, Charley, przekonałeś mnie, zrobię wszystko, jak zechcesz -
mówiąc cały czas Porter przemierzał pokój.
- Ale ja już nie chcę, już nie chcę! - chrypi Crane.
Skok. Dobrze przewidziany chwyt. Naukowiec jednak nie
upuszcza broni. Z niewiarygodną siłą walczy jak dzikie
zwierzÄ™...
Strzał. Jęk, w którym zawarte jest i zdziwienie, i ból,
i strach. Bezwładne ciało osuwa się na dywan. Jack stoi osłupiały, z
bronią w ręku. Usta jego przyjaciela drgają. Wydobywają się z nich
strzępki wyrazów. Trudno nawet dokładnie je zrozumieć. Czy jest to
Zabij się", czy też ,,dobij mnie"? Wreszcie oczy Crane'a stają się szkliste,
nieruchome. Jacka oblewa zimny pot.
- Zabiłem człowieka, wielki Boże, zabiłem człowieka!
W samoobronie, ale jednak... Jeśli żaden lekarz go nie
badał, któż uwierzy, że był to szaleniec?
Dalej działa jak automat. Wyciera broń i wkłada ją w dłoń
naukowca, potem równie troskliwie zajmuje się klamkami,
barkiem.
- Cholera, jak piecze to ugryzienie! Przez moment zastanawia siÄ™, czy
portier będzie mógł go rozpoznać. Na szczęście nie wymienił swego
nazwiska. Nie. Nie powinni go złapać. Kiedy ktoś wreszcie zajrzy do
mieszkania, on będzie już od dawna w innym kraju...
- Biedny Charley, zawsze był trochę fiśnięty, ale teraz... Wirusa sobie
wymyślił! Prędzej już uwierzę, że miał masę powodów do popełnienia
samobójstwa, ale zabrakło mu odwagi, by zrobić to samemu... Ten głupi
kawał o Lucy... I jeszcze głupsza kartka pozostawiona na biurku:
,,Pamiętaj, Jack, gdybyś nie daj Boże skaleczył się u mnie, nie wolno ci
wyjść. Fiolkę z trucizną znajdziesz w czwartej szufladzie. Podpal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Home
- Fox Susan Do wesela się zagoi
- suma_30
- Antologia SF Wielka księga science fiction 1
- Wolski Marcin Świnka
- Antologia SF Stało się jutro 24 Szlaki istnienia
- Antologia SF Stało się jutro 23 Mistyfikacje
- 07 Wredna wioska
- śąabiśÂ„ski Jan Opowiadania o zwierzetach
- Review on the Nitration of [60]Fullerene
- kpt SśÂ‚owik Jerzy Dowodzenie brygadć… zmechanizowanć… (pancernć…) w natarciu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lwiaprzygoda.htw.pl